– Co wam dało harcerstwo? – zapytałam dawnych członków
198. Drużyny „Beznazwy”, do której także należałam. Dziś to
ludzie po czterdziestce, zawodowo niezwiązani z ZHP.
– Przyjaźnie na całe życie.
– Niezapomniane wyjazdy do Majdanu Sopockiego, gdzie
była harcerska stanica.
– Ogniska, przy których śpiewaliśmy do rana.
– Kontrolowane wagary w komendzie hufca, bo zamiast chodzić
na manowce, gdzie pije się wino i pali co popadnie, organizowaliśmy
rajdy i planowaliśmy górskie wypady.
– Przez harcerstwo pokochałam Bieszczady.
Pierwsze kroki
Ruch skautowy, zapoczątkowany przez Roberta Powella na
przełomie XIX i XX wieku w Anglii, przyjął się w Polsce po
artykule Edmunda Naganowskiego, który przedstawił nowatorskie
zasady wychowania młodzieży na łamach dziennika
„Słowo Polskie” 14 listopada 1909 r. Już kilka tygodni później
powstały pierwsze drużyny. Było to możliwe dzięki zaanga-
żowaniu lwowskiej inteligencji. Szczególnie wyróżnił się na
tym polu Andrzej Małkowski. Był on propagatorem nowej
idei wychowawczej i redaktorem wychodzącego we Lwowie
od 15 października 1911 r. dwutygodnika „Skaut”. Rozwój
harcerstwa w Galicji był możliwy nie tylko ze względu na
zaangażowanie miejscowej inteligencji, ale także z uwagi na
przychylność władz austriackich. Zupełnie inaczej miały się
sprawy w zaborze rosyjskim.
Zamość, leżący w granicach Kongresówki, musiał poczekać
na ruch skautowy kilka lat. Pierwszą drużynę męską założył
Michał Pieszko w 1917 r. Był on nauczycielem polskiego gimnazjum,
które rozpoczęło działalność w mieście 4 października
1916 r. Pieszko, absolwent Uniwersytetu im. J. Kazimierza,
zetknął się we Lwowie z Andrzejem Małkowskim i zrozumiał
wagę nowej idei w kształtowaniu młodzieży. Toteż jego harcerze
odegrali ważną rolę w procesie rodzenia się polskiej
państwowości. Młodzi skauci z zamojskiego gimnazjum
wstępowali ochotniczo do wojska, by odeprzeć nadciągającą
Armię Czerwoną. W 1920 r. w szeregach obrońców znalazło
się 55 uczniów, w tym 27 skautów. Kiedy I Armia Konna gen.
Siemiona Budionnego wkroczyła na Zamojszczyznę, harcerze
odpowiadali za łączność między starostami poszczególnych
miejscowości a Urzędem Wojewódzkim w Lublinie.
Klimat przedwojennego harcerstwa przybliża Janina Kawałko-Bojarczukowa,
która wstąpiła do drużyny w 1918 r. To
był okres, kiedy istniał podział na drużyny męskie i żeńskie:
Naszą drużyną opiekowała się Kamila Wiśniowiecka, nauczycielka
gimnazjum. Opowiadała nam o skautingu całego świata, jako ruchu
młodzieżowym mającym na celu zdrowe wychowanie młodzieży
zgodnie z prawem harcerskim. Dla nas spotkania te po ponad wiekowej
niewoli były rewelacją, gdyż cechował je głęboki patriotyzm oraz
wiedza o Polsce. Pierwszą drużynową była Kasiunia Wajlandówna,
uwielbiana nie tylko przez nas, ale i całe gimnazjum. Młoda Janka
jeździła na harcerskie zloty, wycieczki do lasu, zawierała
przyjaźnie, które przetrwały czas wojny. Inna harcerka – Hermina
Paszko-Łopuska, zwana „Misią”, wstąpiła do drużyny
w Skierbieszowie. Wspomina, że biegała na wszystkie uroczystości
i defilady, brała udział w wycieczkach. Po latach pisała:
W 1932 roku byłam już bardzo ważną zastępową, miałam dostęp do
książek moich starszych sióstr i starałam się to wykorzystać (…)
Rok 1935 – maj. Zbliża się koniec roku szkolnego. Jak grom z jasnego
nieba spada na nas wiadomość o śmierci Marszałka Józefa
Piłsudskiego, wielkiego przyjaciela harcerstwa. Zaciągamy wartę
honorową przy własnoręcznie przygotowanym katafalku. Dzisiaj
czytamy to z niedowierzaniem, dziwi egzaltacja, niektó-
rych może nawet śmieszy warta przy pustym katafalku, ale
wówczas wychowanie patriotyczne, kształtowanie postaw
absolutnego oddania sprawie narodowej, poświęcenia życia
i szczęścia na rzecz wartości nadrzędnych były najważniejszymi
elementami harcerskiej edukacji.
Egzamin z wojny
Wojna wisiała w powietrzu, harcerze powtarzali: Nie oddamy
ani guzika, a przy ognisku śpiewali: Nikt nam nie zrobi nic,
bo z nami Śmigły Rydz. Już pod połowy roku 1938 działało
100-lecie harcerstwa w Zamościu
Harcerska gawęda
Eliza Leszczyńska-Pieniak
ZKK Nr 1 (130) 2017 37
JUBILEUSZE
Harcerze na ul. Akademickiej w Zamościu, ok. 1935 r.,
fot. ze zbiorów Archiwum Państwowego w Zamościu
„Pogotowie Harcerek” uformowane na wypadek wojny lub
klęski żywiołowej. Dziewczyny uczyły się służby sanitarnej,
łączności, terenoznawstwa, odbywały zajęcia wojskowe. Ale
wciąż jednak nie dopuszczano myśli, że wojna wybuchnie
za tydzień czy miesiąc, skoro „obóz służby” zorganizowano
w sierpniu 1939 r. w Wincencie. Zamojskie harcerki pojecha-
ły na granicę polsko-niemiecką. Oprócz odbywania ćwiczeń
sprawnościowych i sanitarnych, dziewczyny kąpały się w rzece
i próbowały jedną nogę postawić na niemieckiej ziemi. Nie
przypuszczały, że po drugiej stronie granicy żołnierze robią
im z ukrycia zdjęcia. Maria Kowalska-Jodłowska też była na
tym obozie, po latach wspominała: Wykorzystali je później, po
zajęciu Zamościa. Być może była to jedna z tragicznych przyczyn
śmierci Grażyny Kierszniewskiej. A i Halinka Składnik przeżyła
ciężkie chwile. Jeden z Niemców rozpoznał ją w Zamościu, gdyż
miał ze sobą zdjęcia z Wincenty. Było to w listopadzie 1939 roku.
Zatrzymał ją i powiedział: „Ja ciebie znam, jesteś harcerką i byłaś na
obozie w Wincencie”.
Chłopcy i dziewczyny z zamojskich drużyn bardzo ofiarnie
zaangażowali się w walkę z okupantem. Kiedy wybuchała
wojna, Hermina Paszko-Łopuska, zwana „Misią” pełniła służ-
bę na stacji kolejowej, gdzie pomagała przy przyjmowaniu
transportów ewakuowanych rodzin wojskowych z Poznań-
skiego. Wydawała kanapki i gorącą herbatę. Jeszcze w mundurze,
ale to ostatnia chwila. Po powrocie do domu mama
chowa go głęboko w szafie. Potem Hermina jest sanitariuszką
w szpitalu polowym zorganizowanym w sądzie. We wrześniu
1941 r. zostaje wcielona do ZWZ. Jest łączniczką, po jednej
z akcji podziemia polskiego zostaje aresztowana. Wspominała:
Musiałam zemdleć, bo nie wiem, jak dojechaliśmy do baraku
blisko stacji kolejowej nad rzeką. Tam zaczęło się nowe bicie z taką
wściekłością, że któryś z chłopaków z tłumu aresztowanych zasłonił
mnie i to na niego posypały się ciosy. Byłam bardzo pobita, głowa,
twarz, ramiona. Wybito mi cztery zęby i złamano szczękę, ale o tym
dowiedziałam się w Lublinie.
Druhna „Misia” trafiła na ulicę Krochmalną, gdzie był
punkt wysyłkowy na roboty do Niemiec. Dzięki pomocy rodziny
i przyjaciół wróciła do Zamościa.
Jadwiga Harczukowa-Muszyńska także pracowała jako
sanitariuszka przy obsłudze żołnierzy poszkodowanych
w kampanii wrześniowej. Do Zamościa przywieziono blisko
6000 rannych z pól bitewnych pod Krasnobrodem i Tomaszowem.
Druhna Jadwiga zapamiętała, że szkoła podstawowa
nr 1, sąd, gimnazjum oraz kino zamieniono w szpitale. Ranni
umierali w bólach, brakowało lekarzy, środków opatrunkowych
i lekarstw.
Harcerze byli także zaangażowani w tajne nauczanie, warto
wspomnieć Stanisławę Żuchowską, Marię Kowalską, Felicję
Juśkową. Wielu harcerzy angażowało się także w pomoc
rodzinom z pacyfikowanych wsi Zamojszczyzny.
Podaj cegłę
3 maja 1945 r., po pięcioletniej przerwie harcerze w mundurach
przeszli ulicami Zamościa. Wojna zmieniła ich życie, dorośli,
ale to nie znaczy, że postanowili rozstać się z krzyżem
i lilijką. Powstały nowe drużyny w odradzających się szkołach
podstawowych i średnich, ogromną rolę w animowaniu ruchu
harcerskiego odegrała Jadwiga Harczukowa-Muszyńska. Była
jedną z inicjatorek powstania Celi Harcerzy na Rotundzie.
Stworzyli ją członkowie zamojskich drużyn, a materiału dostarczyła
klinkiernia przy ulicy Obwodowej (dziś Peowiaków).
Opis tej pracy znajduje się we wspomnieniu Marii Kusz-Matuszewskiej,
która należała do zastępu „Szarotki”: My, harcerki
i harcerze, staliśmy w szeregu od klinkierni, aż po Rotundę podając
sobie cegły z rąk do rąk. Miało to symbolizować braterstwo i jedność
harcerskich serc. Na miejscu w celi harcerze z kielniami i zaprawą
murarską budowali pomnik tym, którzy „odeszli na wieczną wartę”.
Harcmistrz Jadwiga Harczukowa-Muszyńska za działalność
społeczno- wychowawczą w 1997 r. została odznaczona
tytułem „ Honorowy obywatel Zamościa”.
– To była ciepła osoba, bardzo życzliwa wobec dzieci. Mówiła,
że przez całe życie stosowała się do prawa harcerskiego – wspomina
Urszula Sirko-Rogowska, wieloletnia komendantka hufca
ZHP w Zamościu.
Mimo trudnych lat powojennych Jadwiga HarczukowaMuszyńska
już latem 1946 r. zorganizowała obóz w Krasnobrodzie,
kolejny odbył się w Ruskich Piaskach. W roku 1948 (…)
wyjechaliśmy na ostatni obóz do Damnicy k. Słupska. Było tam 90
harcerek zorganizowanych w trzy drużyny. Spałyśmy pod namiotami
na ogromnej leśnej polanie (…). Czas spędzałyśmy niezwykle
pracowicie – oczyściłyśmy na przykład społecznie 5 ha młodego lasu,
utworzyłyśmy przedszkole dla okolicznych dzieci wiejskich oraz ambulatoria
dostępne dla ludności – wspominała harcmistrz Jadwiga.
Jednak główna praca harcerzy odbywała się w Zamościu.
Organizowali wieczornice, a dochody z imprez przekazywali
na odbudowę stolicy, wspierali przesiedleńców, zbierali
żywność, ubrania, zabawki dla najbardziej poszkodowanych
przez wojnę. Podczas Tygodnia Harcerskiego (14-18 maja
1947 r.) honorowym gościem imprezy był kardynał Stefan
Wyszyński, który przy ognisku dzielił się wspomnieniami
z własnej drużyny.
Pod koniec 1948 r. rozpoczęły się działania władz zmierzające
do zniszczenia ZHP. Zlikwidowano podział na organizację
żeńską i męską, zerwano z tradycją skautową, usunięto
instruktorów, którzy nie godzili się na zmiany. A wreszcie 1
38
JUBILEUSZE
Kraków, Zlot 100-lecia harcerstwa,
fot. ze zbiorów druhny Urszuli Sirko-Rogowskiej
czerwca 1950 r. podjęto uchwałę o likwidacji ZHP. Dopiero po
przemianach w październiku 1956 r. harcerstwo wróciło do
łask, a z czasem stało się nieodłącznym elementem szkolnego
wychowania. Drużyna istniała w każdej szkole, a często także
w klasie. Na terenie wielu placówek budowano harcówki –
miejsca spotkań. Dzieci płynnie przechodziły z drużyny zuchowej
do harcerskiej.
Spotkania pokoleń
Dzisiaj przynależność do harcerstw nie jest tak powszechna.
– W Zamościu i najbliższej okolicy mamy około 150 harcerzy – wylicza
Sława Bilska, zastępca komendanta hufca ZHP do spraw
programowych. – Zbiórki odbywają się w Klubie Harcerskim „Viking”,
ale ja spotykam się z moją drużyną w szkole, na Stare Miasto
chodzimy, jak są jakieś ważniejsze uroczystości.
Sława Bilska kończyła Liceum Ogólnokształcące im. T.
Reytana w Warszawie, to tam złapała harcerskiego bakcyla.
Zobowiązanie instruktorskie składała w 1978 r. pod krzyżem
Romualda Traugutta na Cytadeli. Po studiach przyjechała
z mężem do Zamościa. To miał być wyjazd na pewien czas,
została do dzisiaj. Uczy matematyki w Zespole Szkół Społecznych
w Zamościu, gdzie prowadzi również drużynę.
– Nie wyobrażam sobie życia bez harcerstwa, im jestem starsza,
tym więcej energii czerpię z tej pracy dla siebie. Największą satysfakcję
mam wtedy, kiedy podejmuję się ważnego zadania i udaje mi
się je wykonać – opowiada Sława Bilska.
Takich zadań w życiu zastępcy komendanta hufca ZHP
w Zamościu było wiele. Jednym z nich była organizacja Rajdu
Grunwaldzkiego. Drużyna Sławy Bilskiej zwyciężyła w zmaganiach
rajdowych w 2009 r. Organizowała kolejne cztery
edycje imprezy. – Rajd trwał dwa dni, a pracowaliśmy nad nim
rok. Układaliśmy trasy, budowaliśmy fabułę, szukaliśmy historycznych
analogii. To wymagało dużego zaangażowania całego zespołu
– wspomina druhna Sława.
Wskład zamojskich drużyn wchodzi głównie młodzież ze szkół
podstawowych i gimnazjów. Nie ma drużyny harcerskiej skupiają-
cej starszą młodzież. Brakuje liderów gotowych do takiej pracy.
– Koniec lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych to był dobry
czas dla starszych harcerzy. Były takie momenty, że w mojej dru-
żynie było 50 osób – wspomina Urszula Sirko-Rogowska, która
przez wiele lat prowadziła 198. „Beznazwy”.
Jednym z ważniejszych wydarzeń z tamtego okresu były
cykliczne spotkania harcerskich pokoleń. Z różnych stron Polski,
a nawet Europy (jedna z druhen przyleciała aż z Paryża)
przyjeżdżały do Zamościa raz w roku harcerki-seniorki. Czas
miały bardzo napięty. Każdą drugą sobotę września spędzały
w klubie „Viking”, w niedzielę brały udział we mszy świętej
w kościele św. Katarzyny, składały kwiaty na Rotundzie, a potem
spotykały się z młodymi harcerzami w murach dawnej
Akademii Zamojskiej, bo tam mieściło się początkowo Liceum
Ogólnokształcące im. M. Konopnickiej, do którego uczęszczały.
Atmosferę tych spotkań oddała w swoich wspomnieniach
harcmistrz Alicja Treflerowa, wieloletnia dyrektorka w liceum
w Pruszkowie, a także członkini, a potem przewodnicząca
Warszawskiego Koła Zamościan: Jesteśmy znowu razem, jest
nam bardzo dobrze ze sobą, mamy sobie tyle do powiedzenia, śpiewamy
niezapomniane piosenki harcerskie (…). Z uwagą słuchamy
gawędy NASZEJ Druhny Komendantki, a przed oczami jak w kalejdoskopie
przesuwają się nasze ogniska, nasze obozy.
Pomysł spotkań pokoleń narodził się w 1991 r., podczas
uroczystości przekazywania sztandaru do Muzeum Sakralnego
Fundacji Rodziny Zamoyskich przy kolegiacie. Sztandar
ma długą historię. Po wojnie harcerki postanowiły własną
pracą zarobić na sztandar, który miał być repliką tego zaginionego
po wejściu Niemców do miasta w 1939 r. Odbyły się
zbiórki pieniędzy i kiermasze. Udało się i w 1948 r. w kolegiacie
poświęcono sztandar. Nie służył jednak długo. W 1949 r.
nastąpiło połączenie hufca harcerek i harcerzy, a symbolika
sztandaru z postacią św. Jerzego nie odpowiadała władzy
komunistycznej na tyle, że na pewien czas UB zatrzymało
go w swoich archiwach. Odzyskał go Jan Wołłk-Łaniewski
(komendant hufca) i w 1988 r. przekazał na ręce Jadwigi Harczukowej-Muszyńskiej
i Alicji Treflerowej. Po naradach z innymi
harcerkami przekazano go do muzeum, gdzie można go
oglądać do dzisiaj.
Harcerstwo może być przygodą życia lub tylko krótkim
epizodem, ale nie przemija bez śladu. Jedni zyskują w drużynie
przyjaciół na całe życie, drudzy spotykają na obozach mi-
łości, a jeszcze inni zaczynają wtedy przygodę z żeglowaniem
czy wspinaczką górską. Bo harcerstwo otwiera na drugiego
człowieka i na świat, uczy zapachu lasu i smaku pieczonych
ziemniaków. Daje dreszczyk emocji i świadomość, że w rzeczywistości,
w której nie można liczyć na nikogo, jest ktoś, kto
niezawodnie pomoże.
Wspomnienia zamieszczone w tekście zacytowałam z „Zamojskiego
Kwartalnika Kulturalnego” z 1997 r., wydanego w 80. rocznicę harcerstwa
w Zamościu.
Eliza Leszczyńska-Pieniak
– uczy języka polskiego w III LO w Zamościu,
teksty poświęcone literaturze i sztuce publikuje w „ZKK” i „Akcencie”.
ZKK Nr 1 (130) 2017 39
JUBILEUSZE
Zamość, Rajd Historyczny, 2014 r.,
fot. ze zbiorów druhny Urszuli Sirko-Rogowskiej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz